W pewnym porcie, już sam nie wiem gdzie, Ta historia wydarzyła się, W nędznym barze jakiś starzec ścierał kurz. Nagle cisza zabiła gwar i śmiech, Kiedy w drzwiach stanęło drabów trzech, Oniemiałem, bo ich znałem wcześniej już. Jeden z nich przekrzywiony miał łeb, Mordę jak z cuchnącą rybą sklep, Nic dobrego, biło z niego samo zło. Taki był on, ech, psia jego mać, Ludzi trącał, ciągle chciał się prać, Uciekali, bo się bali wszyscy go.
REF: Hej Ty, Gruby, nalej jeszcze raz! Biegną dni jak fale, pędzi z wiatrem czas. Hej ty, Gruby, powiedz, jak to jest, Że spokojny człowiek jest ścigany jak pies? Jak piee...eee...es!
Stali tak, rozglądali się w krąg, Z trudem ukrywałem drżenie rąk, Przeczuwałem, już widziałem własny zgon. Na nic to, że spuściłem wzrok, Skierowali jednak do mnie krok, Zrozumiałem - teraz ja albo on. Nie zwlekałem, stłukłem kufel o stół, Szklane zęby wbiłem mu w brzucha dół, Odstąpili ci, co byli przy nim tuż. Skręcił się ten portowy gad, I jak stał, tak z jękiem padł na blat, Uciekałem, dzień witałem w morzu już.
Pytasz się, co on do mnie miał, Że mnie tak zawzięcie dopaść chciał? Z wielkim fartem kiedyś w karty ze mną grał. Wkurzał mnie jego cygar smród, Ograł mnie, no to łajbę spaliłem mu. Może o to taki żal do mnie miał? Teraz znów jego kumpli dwóch, Chcą mi oddać to, co ja dałem mu. W niepewności, w nieufności biegną dni. Chociaż czasem jest gorzej niż źle, To na ląd nie zejdę już nigdy, o nie! Podła zemsta wciąż po piętach depcze mi. |
|
e h D A a G H7 e H7
a G H7 e
G D H7 e G D H7 e G D H7 e G D H7 H7 |